Odkąd powstał mój Detektyw (praca szkolna, o której więcej można poczytać TUTAJ) wiele osób pytało mnie o kontynuację tego opowiadania, aż w końcu podjęłam decyzję i do opowiadania powstała druga część, a ostatecznie... zamiast dwóch części opowiadania, została stworzona powieść. Wszystko byłoby na swoim miejscu, gdyby nie fakt, że dla mnie to nadal było zbyt mało, zwłaszcza, że w głowie już rodził mi się pomysł na kontynuację tej powieści - dwie kolejne części, które kiedyś na pewno ujrzą światło dzienne, przynajmniej z poziomu mojej "szuflady". 😉
Jednakże, chyba nie byłabym sobą, gdybym nie stworzyła odpowiedzi na pytanie "Jak to wszystko powinno się zacząć?". Także, dla wszystkich tych, którzy byli ciekawi - z przyjemnością informuję, że jest już zarys prequela Detektywa, czyli historii o tym, co działo się na długo przed wydarzeniami z pierwszej części Trylogii! 😁
Jak raz obejdzie się bez wątków religijnych, za to pierwszy raz w historii będzie to opowieść mocno zahaczająca o to, co większość nazwałaby romansem, czyli coś, czego obiecałam sobie nie pisać... (nie wyszło 😅), a co jednocześnie jest w pewnym sensie zapowiedzią całej fabuły.
*****
"- Znowu mi się przyglądasz. - Kurde, z twoją spostrzegawczością dziwię się, że jeszcze nie błagają cię o przejście do nas. - Przezabawne, Bruce. - rzuciła, gromiąc mnie spojrzeniem. - Nie patrz tak na mnie. - Jak? - podjąłem temat, przechodząc na drugą stronę blatu i opierając się o niego plecami. - Właśnie tak. - gestem wskazała moją twarz. - Prosisz faceta, za którego zgodziłaś się wyjść, żeby nie patrzył na Ciebie, jak na kobietę, którą kocha. Wiem, że chodzą pogłoski, że jestem cudotwórcą, ale bez przesady. - odparłem, imitując oburzenie, jednocześnie sięgając dłonią po czajnik. - Skoro już jakimś cudem sprawiłaś, że wszedłem do kuchni… herbaty? - Chętnie, ale zostaw to mnie, zanim znów zbijesz któryś kubek. - To tylko kubek. A to… tylko czajnik. - dodałem oburzony, unosząc go delikatnie. - W Twoich rękach taki czajnik to bardzo potężna broń. - odparła niemal szeptem, zbliżając się do mnie, aż w końcu nasze usta się spotkały. - W wyszkolonych rękach, praktycznie wszystko jest potencjalną bronią. - odparłem, oddając pocałunek, jednocześnie odkładając czajnik na miejsce i kładąc dłonie na talii kobiety. - To zabrzmiało tak bardzo niejednoznacznie, że prawie, jak propozycja. - Prawie? To chyba jednak nie ta tonacja. - zażartowałem, udając, że się nad tym zastanawiam. - Czyli jednak herbata poczeka? - Na to liczę. - przyznałem, znów całując narzeczoną. Zdając sobie sprawę, że nadal stoimy przy blacie w kuchni, jednym płynnym ruchem pozbyłem się bluzki kobiety, zrzucając ją na podłogę, idealnie w momencie, kiedy zadzwonił telefon. - Mają wyczucie, to im trzeba przyznać. - odparła, odzyskując dech, odsuwając się delikatnie. - Wybacz. - skrzywiłem się, jednocześnie odbierając połączenie i przykładając słuchawkę do ucha, nadal trzymając ją w ramionach. - Halo? Jasne, zaraz będę. - rzuciłem po chwili ciszy i rozłączyłem połączenie. - Przepraszam, muszę iść. - dodałem, chowając telefon z powrotem do kieszeni i całując czoło dziewczyny. - Wiem, taka praca. Idź, ratuj świat i bezradne kobiety w opałach. - zażartowała, salutując przy tym teatralnie. - Ejże, ratowanie świata to nie żarty. Co do kobiet, ewentualnie to przemyślę. - dodałem, mrugając do niej na odchodne."