środa, 8 czerwca 2022

Dzieło w toku...

Dla wszystkich, którzy (tak jak ja) sądzili, że Detektyw jednak nie powstanie... wszem i wobec informuję, że nadal jest plan dokończenia cudnego dzieła mojego życia i nie dam mu się tak łatwo pokonać! 😉

    "Robiąc krok, odwracam się w prawo i idę do następnej sali, pospiesznie zapinając znów ten jeden nieszczęsny guzik marynarki, by znów móc odegrać mój teatrzyk. Po co? Ot, pracując w tym zawodzie, bardzo szybko nauczyłem się jednego, bardzo ważnego – jeżeli osoba przesłuchująca jest spokojna, to podejrzany będzie milczał jak zaklęty. Ale, jeżeli siedzisz przykuty do żelaznego stołu, a nad tobą wisi facet, z bardzo morderczą miną, który nie ma ochoty siedzieć z tobą ani sekundy dłużej, niż to absolutnie potrzebne, jak szybko sam zechcesz wszystko wyśpiewać, by móc wyjść? Otóż właśnie. 
    Na całe szczęście, dzięki mojemu słodkiemu braciszkowi jestem dziś wystarczająco wkurzony. 
    Tak więc, wchodząc do następnej sali, robię dokładnie to samo. Podchodzę szybko do stołu, rzucam teczkę, tak, by wszystko wysunęło się na stół, rozpinam guzik marynarki, po czym, jednocześnie wbijając w niego spojrzenie, nachylam się nam nim i rzucam: 
    - Gadaj. 
    Spogląda na zdjęcia w całkowitej ciszy. Nagle widzę, że rozpoznaje trupa, krzywi się. Widząc to, staram się nie dać po sobie poznać tej nadziei, która właśnie się zrodziła. A może jednak? Może Aleks się pomylił? 
    - Wiem, co mówią o przeczuciu, ale... - przerywa, podnosi na mnie wzrok - ale jak tylko się tam pojawił, wiedziałem, że lepiej będzie jak się zaraz ulotnie. 
    - Znałeś go. 
    Bynajmniej nie było to pytanie. 
    - Taak. Nawet powiedziałbym, że znam, ale... no, sam pan widzi - wskazał gestem głowy zdjęcia. - Szkoda, bo swego czasu był to spoko facet.
    Przyglądam mu się. 
    - Swego czasu? Rozwiń myśl. 
    - Znałem go od bardzo dawna. Zawsze lubił znikać i pojawiać się nie wiadomo kiedy, a to, swoją droga, zawsze zwiastowało kłopoty. Ostatnim razem widziałem go ze dwadzieścia lat temu. Byliśmy świeżo po studiach, więc postanowiliśmy to opić. Pamiętam, że byliśmy wtedy w knajpie... i to ostatnie miejsce, gdzie go pamiętam... 
    - Aż do zeszłego piątku. - dokańczam za niego. 
    Kiwa tylko głową na potwierdzenie. 
    - Wiesz, gdzie był przez ten czas? - zadaje chyba najbardziej głupie pytanie. Sam, do cholery powinienem to wiedzieć. 
    No właśnie. Powinienem. Cały problem w tym, że jakiś niedorobiony idiota zrobił taki syf w tych aktach, że nie wiem nawet jak on się nazywa! 
    Na całe szczęście nie daję po sobie zobaczyć tej frustracji, a on, nie mając pojęcia o tym, co mi właśnie chodzi po głowie, bez problemu pomaga mi w rozwiązaniu tej zagadki. 
    - Aż do zeszłego piątku nie miałem pojęcia. Jak mówiłem, miał tendencje do nagłych zniknięć i powrotów, więc nigdy mnie to nie dziwiło. Dopiero w tej knajpie, spokojnym... spoczynku, czy tak? 
    Kiwam głowa, nie przerywając. 
    - Dopiero tam, kiedy po tylu latach znów go zobaczyłem, dowiedziałem się, skąd właśnie wrócił. Siedział w pie... - kaszle, wyraźnie zmieszany, po czym poprawił się pospiesznie - był do tej pory w zakładzie karnym, o zaostrzonym rygorze, jak to się ładnie ponoć fachowo nazywa. 
    A więc tak? Siedział sobie bidulek w kryminalnym? Ciekawe. Bardzo ciekawe. Kierowany dziwnym ukłuciem... sam nie wiem czego tak właściwe, znów zerkam na trzy, leżące sobie luzem fotografie. Nasz trupek jakby zerkał sobie na mnie, czekając aż odgadnę, w którym właściwie z zakamarków swojej - ostatnio straszliwie ulotnej - pamięci znajdę jego tożsamość, którą, jestem pewien, znam. 
    - Za co siedział? - rzucam pytanie, bez zastanowienia, cały czas zerkając kątem oka na zdjęcia. Kiedy odwracam wzrok znów na tego, którego przesłuchuję, widzę, że chwilę zastanawia się nad tym, czy w ogóle mi odpowiedzieć. 
    Unoszę pytająco brew. Czyżby moje głupie, niekontrolowane pytanie było ogromnym błędem? 
    - A... a czy to ma jakieś znaczenie dla sprawy? - pyta, wyraźnie zakłopotany. 
    - Być może. Więc? 
    - Jak to "być może"? - patrzy na mnie zdziwiony. 
    - Słuchaj, młody... - zaczynam, po czym dociera do mnie, że zmarszczki na jego twarzy, jego wielka postura i ogół wyglądu świadczą o tym, że wcale nie jest znów taki młody. No tak, w końcu sam powiedział - niemal rówieśnik mojego trupka. To sporo tłumaczy. Nie przejmując się niczym, kontynuuję: - To ja tu zadaję pytania, więc jeżeli mówię, że coś jest istotne i chcę to usłyszeć, to tak jest. 
    Patrzy na mnie, po czym wzdycha niechętnie i w końcu mówi coś, co sprawia, że ten dzwon ze wspomnieniami, który gdzieś tam dzwonił, a ja nie potrafiłem go zidentyfikować, odzywa się nagle tak głośno, że choćbym chciał, nie umiałbym go uciszyć. 
    - Aż do tamtego popołudnia Boby - spojrzał na wizerunki denata - siedział za, ponoć nieumyślne, zamordowanie kobiety, która była żoną jakiegoś gliniarza. 
    O kurwa.
    (…)
    - Jeszcze jedno. Gdzie byłeś i co robiłeś w poprzedni piątek, między dwudziestą, a dwudziesta pierwsza trzydzieści? 
    Przełyka nerwowo ślinę. Błądzi spojrzeniem, nie wiedząc, gdzie je zatrzymać. 
    - W motelu. - odpowiada w końcu, tak bardzo wymijająco, jak tylko się da. 
    - A konkretniej? W jakim? Gdzie? 
    - Motel nazywa się "przystań", jest na wylocie z miasta. W sumie można nazwać je granicą między tym miastem, a następnym, bo poza nim, jedyne, co jest po drodze, co kilometry lasu. Nieznośnie długie. 
    - Czy ktoś może to potwierdzić? - pytam, jednocześnie podnosząc się w końcu i sięgając do kieszeni, po ten sam notes i długopis, w którym tamten zapisał mi chętnie wszystko, o co prosiłem. Oczywiście z przyjemnością ignoruję coraz większe zmieszanie mężczyzny, siedzącego naprzeciw mnie. Czekam dłuższą chwilę. Widzę, że bije się z myślami. 
    Oho, dobra, już wiem, kto. I coś mi się zdaje, że On bardzo nie chciałby, żeby to się znalazło gdziekolwiek. No, niestety, chłopie, jak to mówią, kłamstwo... choćbym chciał, nie mam jak ci teraz pomóc. Robiąc coś takiego, należy się liczyć z konsekwencjami.
    (…)"

~ Amnezja Detektywa - fragment.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz